Soboty dla Pogoni Baltica, niedziele dla Vistalu, a środy?
Zdecydowanie lepiej wyglądał niedzielny mecz w wykonaniu Vistalu Gdynia. Tym razem to gospodynie sprawiły szczeciniankom znacznie więcej problemów. Goście przez całe spotkanie musiały odrabiać straty. Gorzej funkcjonowała ofensywa granatowo-bordowych. W wielu akcja ważną rolę odegrała tym razem Małgorzata Gapska. Niezłą formę zaprezentowała Hanna Jaszczuk. Białorusinka dość przebojowo przedzierała się przez obronę, czym wprawiała w osłupienie nawet Pawła Tetelewskiego. Po czwartym meczu mamy 2:2. Los awansu do finału rozstrzygnie piąte spotkanie w Szczecinie.
Zupełnie inaczej rozpoczęło się widowisko , które mogło już zdecydować o awansie Pogoni Baltica do wielkiego finału mistrzostw Polski. Szczecinianki wyglądały na dość zestresowane. Piłka co chwilę mijała światło bramki lub też na posterunku znajdowała się Małgorzata Gapska. Zdecydowanie najlepsza w tamtym czasie na parkiecie. Nic więc dziwnego, że po 7. minutach było już 4:1. Wynik odwrotny do tego z dnia poprzedniego. Ekipa z Grodu Gryfa powoli zaczęła jednak wychodzić z kryzysu.
Co ciekawe, ten minął, kiedy to gdynianki wyszły na jeszcze większe prowadzenie. Na pochwałę zasługiwała postawa w obronie Darii Zawistowskiej. Skrzydłowa raz po raz uniemożliwiała rozwinięcie się Monice Kobylińskiej. Już w sobotę widać było, że ten manewr jest idealnym rozwiązaniem na rozgrywającą. Zdawał egzamin także w niedzielę. Od stanu 6:7 mecz się wyrównał. Pojawiały się błędy, które nie zawsze były wykorzystywane przez oba zespoły. Po pierwszej połowie było 12:12, dzięki akcji z ostatnich sekund Patrycji Królikowskiej (podanie od Martyny Wierzbickiej). Drugą część widowiska znów lepiej zaczęły gospodynie. Po 37. minucie Vistal prowadził już 17:14. Słabo w bramce spisywała się niestety Martyna Wierzbicka. Szybko zmieniła ją Adrianna Płaczek i od razu popisała się skuteczną interwencją. Szczecinianki ponownie szybko musiały wejść na właściwe tory. Nie pomagała w tym gra w osłabieniu, choć rozwiązaniem miało być postawienie na lotną bramkarkę. Miejscowe podwyższyły obronę, grając systemem przypominającym 4:2, czyli z dwoma wyniętymi szczypiornistkami. Ten manewr był dość skuteczny. Na 9 minut przed końcem tablica świetlna wskazywała wynik 20:18. Nic nie było jeszcze wiadome, niemniej to Pogoń Baltica właściwie cały czas musiała odrabiać straty. Za chwilę mogło się okazać, że tego czasu będzie w końcu za mało. Nerwy były coraz większe i bardziej dawały się we znaki przyjezdnym. Kiedy zaś kolejne trafienie zaliczyły gdynianki wydawało się, że jest już po meczu. Przewaga wynosiła już cztery „oczka” i tyleż samo było czasu do końca widowiska. Nie trafiła kluczowej sytuacji Moniky Bancilon i Pogoń przegrała spotkanie 24:20.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: kempes7 |