Wiatr, pot, deszcz i ... jeden punkt
W niezwykle ciężkich warunkach, o lata świetlne od wiosny, na murawie mającej świeżo w pamięci zalegający śnieg, a teraz ostro potraktowanej deszczem, przyszło się mierzyć dwóm czołowym zespołom II ligi. Już nie padający, a zacinający deszcz do spółki z porywistym wiatrem skutecznie zniechęciły piłkarzy do gry kombinacyjnej, krótką piłką. Z kolei długie podania, jeśli w zamyśle podającego nie zawierały poprawki na podmuchy wiatru, lądowały najczęściej na aucie lub pod nogami przeciwnika. Byt kształtuje świadomość, tak i tutaj walka w obliczu surowych okoliczności zewnętrznych z upływem minut zamieniła płytę boiska w pole uprawne, na którym ciężko było o fajerwerki.
Oczekiwania
Radomiak po dwóch kolejkach rundy wiosennej potrzebował przede wszystkim bramki. Bramki na przełamanie, bramki, której wciąż na wiosnę jeszcze nie zdobył (może dlatego że wiosny wciąż nie ma?). No i punktów, które pozwolą na utrzymanie ścisłym gronie drużyn walczących o awans. Z kolei Błękitni pozostają wciąż bez zwycięstwa, o które kiedy powalczyć jak nie przed własną publicznością. I choć przyszło się mierzyć z niezwykle wymagającym rywalem, jednym z głównych kandydatów do awansu, z miasta, w którym głód piłki zaostrzony piłkarskimi tradycjami ekstraklasowymi jest ciągle niezaspokojony, bez wiary w zgarnięcie pełnej puli nawet remis byłby nieosiągalny. Obserwując wcześniejsze mecze Radomiaka, mimo nieprzekonywujących dotychczasowych rezultatów można było być pełnym obaw o przebieg dzisiejszego spotkania. Radomiak jawił się w nich jako klasowa drużyna z solidną kadrą, z charyzmatycznym czeskim trenerem Liczką i doskonałym zapleczem organizacyjnym popartym niemałym budżetem. I wreszcie zainteresowanie kibiców sprawiające, że na mecze przychodzi po 3 - 4 tys. fanów łącznie z najbardziej zagorzałą częścią publiczności, której delegaturę mieliśmy okazję gościć dziś w Stargardzie. Składy Pierwsza jedenastka Radomiaka wyszła na boisko z drobnymi korektami w składzie wymuszonymi głównie kartkami. Na prawej obronie pod nieobecność Spychały zameldował się Tarnowski - nowy nabytek z I-ligowego Podbeskidzia, gracz regularnie występujący w drużynie, tyle że na pozycjach bardziej ofensywnych. W drugiej linii od pierwszej minuty zobaczyliśmy wracającego po kontuzji Stanisławskiego i Hiszpana Colinę, ściągniętego w przerwie zimowej z ligi cypryjskiej. Pod nieobecność Spychały wymóg dwóch młodzieżowców w składzie uzupełniał (obok Szadego w bramce) 18-letni wychowanek klubu - Filipowicz. W dalszym ciągu kontuzjowanego niekwestionowanego lidera i kapitana zespołu Świdzikowskiego zastępował na pozycji stopera liczący sobie 197cm wzrostu Gurzęda. W składzie Błękitnych bez rewolucji. W środku pola od początku zagrał młodzieżowiec Karmański, zamiast zawieszonego za kartki Wojtasiaka, na lewym skrzydle zabrakło Czapłygina, którego zastąpił Fadecki, a jego z kolei na prawej stronie wymienił Więcek. W linii obrony wciąż trener stawia na Baranowskiego, kosztem przesuniętego do rezerwy Pustelnika, natomiast w pomocy regularnie swą szansę dostaje Skórecki, nadal jednak nie odwdzięczając się w pełni na otrzymane zaufanie. Start Zaczęło się nieźle. W 2 min Flis musnął poprzeczkę przy próbie dośrodkowania niemal z samej linii końcowej. A później był cios za cios. W 3 min prostopadła piłka od filara linii pomocy Kościelnego dotarła do Leandro, który podciągnął parę metrów w kierunku bramki Błękitnych i uderzył z dość bliskiej odległości. Wróbel bardziej intuicyjnie niż planowo odbił piłkę nogami. W tej części meczu choć to Błękitni grali z wiatrem, to goście zrobili z niego większy użytek. W 6 min etatowy wykonawca rzutów rożnych Sulkowski zakręcił piłkę spod linii bocznej tak mocno, że ta skręcana dodatkowo wiatrem lekko bocznym sprawiła niemało kłopotów Wróblowi. Bliźniaczym uderzeniem po drugiej stronie boiska popisał się 2 minuty później Fadecki, lecz i tu, jako że oba rzuty wolne były z dalszej odległości, bramkarz nie dał się zaskoczyć, mając czas skorygować swoje ustawienie z uwzględnieniem nawet zwichrowanej wiatrem trajektorii lotu piłki. W 11 min zupełnie niepilnowanemu Flisowi piłka spadła pod nogi w polu karnym po rykoszecie będącego efektem zablokowanego strzału Baranowskiego. Gdy już przymierzał się do uderzenia w naprawdę dogodnej dla siebie pozycji jak spod ziemi wyrósł Kościelny, ofiarną interwencją wyręczając stoperów i w ogóle nie dopuszczając do oddania strzału. Leandro Początek meczu jak widać piorunująco intensywny, co być może wynikało z przenikliwego chłodu, który musiał dokuczać przecież nie tylko kibicom. Niezwykle przejmującą puentą tego fragmentu gry była sytuacja z 19 min. Filipowicz obsłużył Leandro doskonałym podaniem kierowanym pomiędzy obrońców. Ten będąc już sam na sam z Wróblem nie potrafił go pokonać z najbliższej odległości, a bramkarz Błękitnych ponownie popisał się doskonałą grą obronną… nogami. Sytuacje jakie stwarzali goście były wynikiem szybkich ataków inicjowanych po przechwycie piłki w środku pola. Pozostawiany Leandro na desancie skwapliwie korzystał z piłek na dobieg czy to od Filipowicza, czy Stanisławskiego i doprawdy serce drżało widząc ustawienie Błękitnych w trakcie konstruowania akcji, gdy na kole środkowym przy Leandro pozostawało zaledwie dwóch obrońców. Kilka takich kontr zatrzymał Baranowski: w 26 min, zastopował czysto rajd Stanisławskiego, czy w 38 min, gdy bolesne rozczarowanie próbą zainicjowania akcji na połowie rywala przeżył Liśkiewicz, tracąc niespodziewanie futbolówkę na rzecz Coliny, który z kolei jak to już wcześniej bywało, bezzwłocznie uruchomił innego z obcokrajowców Leandro. Gospodarze nie odpowiedzieli tak klarownymi sytuacjami, mimo że wiatr im sprzyjał. Próbę rozegrania dwójkowego podjął w 42 min Flis dzieląc się piłką z mało widocznym w przekroju całego meczu Skóreckim. Ten drugi po podaniu Flisa uderzył z 16m wyraźnie niedoszacowując wpływ wiatru na tor lotu piłki. Siłę wiatru próbował zaprząc dla swoich potrzeb Fadecki w 43 min kręcąc piłkę prawą nogą w efekcie czego otrzymaliśmy typowy centrostrzał lądujący centralnie w koszyczku u Szadego. Kościelny - Bemba Pierwsza połowa miała przebieg dość wyrównany, jednak groźniejszymi sytuacjami mogli się pochwalić goście. Korzystali z niefrasobliwego ustawienia przy konstruowaniu akcji Błękitnych, próbując prostymi środkami uruchamiać Leandro. Do ofensywy z racji swojej klasycznej pozycji chętnie podłączał się Tarnowski, a schodzący do środka wysoki i masywny Stanisławski starał się kończyć akcje głową. Imponował środek pola Radomiaka. Para Kościelny - Bemba przewyższała umiejętnościami, zdolnością rozegrania swoich odpowiedników w osobach Lisowskiego i Karmańskiego. Kościelny - raczej przecinak, Bemba - z kwalifikacjami do gry do przodu, obaj doskonale się uzupełniali. Mało wyrazista gra Lisowskiego, o którego poziomie zaangażowania świadczy najczystsza koszulka spośród wszystkich zawodników na boisku oraz zdjęcie Karmańskiego w przerwie przesunęło akcenty ze środka pola na rejon 16 - 20 metra, czyli tam gdzie wprowadzony Brzęczek czuje się najlepiej, gdzie ma możliwość na małej przestrzeni, zawiązania akcji z wykorzystaniem bocznych ofensywnych pomocników, czy wysuniętego Flisa, choć z tym ostatnim współpraca w II połowie nie układała się dobrze. Zmiany W II połowie wiatr nie tyle ustał co wzmógł się jeszcze bardziej, częściowo przynajmniej przeganiając te najcięższe deszczowe chmury. Zawodnicy z trudnością ustawiali piłkę do wykonania stałych fragmentów gry, a Wróbel miał trudność ze zmieszczeniem piłki bitej z rzutu bramkowego w boisku. W przerwie trener Kapuściński desygnował do gry Brzęczka w miejsce wspomnianego już wcześniej momentami nie zorientowanego w swojej roli w środku pola - Karmańskiego i przeszedł na grę tylko z jednym defensywnym pomocnikiem w 4-1-4-1. Trener Liczka z kolei tuż po rozpoczęciu II połowy pozwolił odpocząć powracającemu do zespołu Colinie wprowadzając Brągiela. O ile wcześniej przy mocno ofensywnych inklinacjach Filipowicza i Stanisławskiego i schodzącego głębiej do rozegrania Colinie można było mówić nawet o czymś zbliżonym do 4-3-3 to po wejściu Brągiela na lewe skrzydło ustawienie Radomiaka przeszło na 4-4-1-1 z Filipowiczem już ustawionym centralnie pod Leandro. Kształt ten nie zmieniło także wejście Cupriaka na prawe skrzydło. I o ile Cupriak w meczu nie zaistniał, to trzeba przyznać, że Brągiel wprowadził sporo ożywienia na lewej flance radomian. Tym boleśniejsza była jego strata dla drużyny w 79 min po faulu na Szymusiku, czyli na tym, który przez 26 minut udanie powstrzymywał wypoczętego skrzydłowego. II połowa II połowa rozpoczęła się od testowania umiejętności obu bramkarzy z rzutów wolnych. Najpierw Fadecki dogrywał do wbiegającego w pole karne Skóreckiego, lecz ten głową minimalnie strzelił obok prawego słupka bramki Szadego. W 58 min Sulkowski etatowy wykonawca stałych fragmentów gry uderzył z wolnego obok źle ustawionego muru w bliższy róg bramki Wróbla. Ten po raz kolejny był na posterunku używając tym razem rąk w swojej dobrej, kolejnej interwencji. W 50 min balansującego pomiędzy rosłymi obrońcami Flisa zatrzymał wślizgiem, będący ostatnią instancją Kościelny, a było to już głęboko w polu karnym po doskonałym podaniu do Flisa od Fadeckiego. 3 minuty później wprowadzony Brzęczek pokazał, że oprócz dryblingu dysponuje również strzałem z dalszej odległości. Czy to na skutek wyhamowującej siły wiatru, czy mizerii strzału, Szady nie miał problemów z jego wyłapaniem. Może sytuacje stwarzane przez gospodarzy nie należały do 100-procentowych, lecz Radomiak nie potrafił już w tej połowie cokolwiek więcej zagrozić defensywie miejscowych. Bo nawet jeśli Brągielowi udało się przedrzeć przez zasieki postawione przez Szymusika, to jego dośrodkowania trafiały do nikogo, a właściwie pod nogi niezwykle pewnie dziś grającego Baranowskiego, nierzadko naprawiającego błędy Liśkiewicza. Wiatr Nawet próby kontrataków były zdecydowanie rzadsze w porównaniu z pierwszą odsłoną. Takie jak na przykład w 67min, gdy Lisowski nie przerwał (miał już żółtą kartkę) groźnej kontry rodzącej się ze środka pola. Goniący za piłką Kościelny tytanem szybkości nie jest, a dodatkowo wygrać z wiatrem poganiającym piłkę wydaje się rzeczą niemożliwą. I tym sposobem parę razy wiatr sprzyjał Błękitnym mimo konieczności konstruowania ataków w II połowie przeciwko siłom przyrody, lecz pomagał przy samoczynnej likwidacji kontr przyjezdnych. Fadecki Nowa faza meczu rozpoczęła się od 65 min. Wtedy to z koncertem solowym podrywającym zespół do bardziej zdecydowanych ataków wystąpił Fadecki zapracowując sobie na miano najlepszego w drużynie gospodarzy (obok Szymusika) gracza meczu. Najpierw z niezwykłą determinacją indywidualnie próbował przedzierać się w polu karnym, później rajdem po lewym skrzydle minął rywala nie znajdując jednak zrozumienia u kolegów z drużyny w momencie dośrodkowania. W 69 min z kolei próbował strzałem z dystansu przełamać wiatr i ręce Szadego. I wreszcie w 74 min po jednej z nielicznych kontr Błękitnych Fadecki strzelał, bramkarz odbił, a dobitka Flisa z najbliższej odległości nie dość że skierowana została w nisko zawieszone chmury, to jeszcze oddana została ze spalonego. Czerwień W 79 min miała miejsce nieprzyjemna sytuacja z groźnie wyglądającym faulem Brągiela na Szymusiku. Sędzia Lizak zareagował nerwowo wyciągając bezzwłocznie czerwony kartonik. Niekoniecznie była to słuszna decyzja. Atak zawodnika to prawda, że wysoko uniesioną nogą, to prawda, że wyprostowaną nogą, ale mimo wszystko skierowany był na piłkę, którą po prostu nieco szybciej niż Brągiel osłonił swoją interwencją Szymusik. Tak czy owak pomocnik Radomiaka wyleciał z boiska, przez co trener Liczka musiał zweryfikować swoje plany co do wprowadzenia Stąporskiego. Reakcja Grając w dziesięciu na jedenastu obaj trenerzy zareagowali. Trener Liczka zdjął Leandro wprowadzając nominalnego pomocnika w osobie doświadczonego Mikołajczaka. Trener Kapuściński z kolei wietrząc szansę na 3 punkty, zdjął Więcka na rzecz drugiego obok Flisa napastnika - Inczewskiwgo przechodząc do wykorzystywanego jedynie w nadzwyczajnych okolicznościach ustawienia 4-1-3-2. Końcówka była nerwowa i wcale nie odbywała się pod dyktando grających w przewadze Błękitnych. Dużo walki w tych ostatnich 10 minutach nie odróżniało tego fragmentu gry od reszty meczu. Jeszcze tylko niecelny strzał Bemby z 20 metrów i główka Inczewskiego w doliczonym czasie gry i… obaj trenerzy mogli odetchnąć. Ponownie Radomiakowi nie udało się meczu nie tylko wygrać, ale i zakończyć w jedenastu, a Błękitni po wyczerpującym boju w katorżniczych niemal warunkach punkt przyjmą z szacunkiem względem rywala wysoko zawieszającego poprzeczkę w dniu dzisiejszym. Ocena Oceniając grę drużyny miejscowych powtórzyć tu trzeba nazwiska, które pojawiały się już wyżej. Szymusik - udanie podłączający się pod akcje ofensywne, dublujący pozycję Więcka, skutecznie powstrzymujący ataki Brągiela, ba! wślizgiem likwidujący kontrataki rywali na lewej (nie swojej flance), Fadecki, Baranowski, do tego grający na swoim normalnym wysokim poziomie Liśkiewicz i Gutowski zapracowali na godny docenienia wynik całej drużyny. Cieszy, że wreszcie udało się dokooptować do zespołu w pełni wartościowych młodzieżowców, bo obok nie wymagającego rekomendacji Szymusika, doskonale uzupełniającego lukę po Siwku, podobać się może Brzęczek na środku rozegrania. Zawodnik z inklinacjami do gry kombinacyjnej powinien z meczu na mecz ugruntowywać swoją pozycję w zespole nie tylko dzięki preferowanemu regulaminem rozgrywek wiekowi. Martwi tylko słaba gra środka pola. Para Lisowski - Karmański nie była zdolna uczestniczyć w rozegraniu piłki od tyłu, stąd po krótkiej wymianie podań na własnej połowie, Liśkiewicz zmuszony był uciekać się do gry bardziej bezpośredniej ekspediując piłkę w kierunku (nie do) skrzydłowych. Osobny temat to Skórecki i jego forma. Czy to już równia pochyła 25-latka pozyskanego z Olimpii Grudziądz, czy potrzeba po prostu czasu na zgranie z zespołem, na zrozumienie pewnych koncepcji trenera. Czy sam piłkarz potrafi przekonać o ile wyższy poziom reprezentuje zawodnik (nawet były) pierwszoligowy ponad szarzyzną i młócką drugoligowych wyjadaczy? Tyle pytań do rozstrzygnięcia w najbliższych spotkaniach. Wyrównany przebieg meczu trafnie dokumentuje bilans rzutów rożnych również zakończony remisem: 4-4. Błękitni Stargard - Radomiak 0-0 BŁĘKITNI: Wróbel - Szymusik, Liśkiewicz, Baranowski, Gutowski - Lisowski, Karmański (46’ Brzęczek) - Więcek (82’ Inczewski), Skórecki, Fadecki - Flis RADOMIAK: Szady - Tarnowski, Grudniewski, Gurzęda, Sulkowski - Bemba, Kościelny - Stanisławski (57’ Cupriak), Colina (53’ Brągiel), Filipowicz (87’ Wojczuk) - Leandro (81’ Mikołajczak) ż.k.: Lisowski, Karmański, Liśkiewicz, Szymusik (Błękitni); Gurzęda (Radomiak) cz.k.: Brągiel (79’ Radomiak)
ďż˝rďż˝dďż˝o: obserwacja własna
relacjďż˝ dodaďż˝: pka |
|