Bez koncepcji, bez pomysłu - analiza taktyczna
Wczoraj (13.03) w Szczecinie obejrzeliśmy bardzo przeciętne spotkanie, w którym przeciętny kibic, zważywszy porę dnia, przeciętnie co 5-10 minut musiał aplikować sobie łyk czegokolwiek co pozwoliłoby mu dotrwać do końca meczu. Uwagę tych nieprzeciętnych pożeraczy widowisk piłkarskich z pewnością musiała przykuć niezwykle uporządkowana gra defensywy Lechii. Złożona z młodych i utalentowanych (Janicki, Gerson) do spółki ze starszymi i doświadczonymi (Wojtkowiak, Wawrzyniak) w kolejnym meczu dla kolejnego rywala okazała się być zaporą nie do przejścia. Pogoń swoją statyczną grą również nie potrafiła znaleźć recepty na dobrze zorganizowany w neutralizowaniu akcji rywala zespół. Linię obrony, dodajmy, grającą skutecznie, ale też bardzo czysto, nie notującą w całym meczu ani jednej kartki. Boczni obrońcy bez szaleństw w grze ofensywnej, Janicki na środku bezbłędny w swoich interwencjach, a pamiętajmy że chłopak ma dopiero 22 lata i …. pochodzi ze Szczecina.
Ustawienie taktyczne I połowa Ustawienie taktyczne końcówka spotkania Taktycznie obie drużyny grały w ustawieniach 4-2-3-1. W Lechii parę defensywnych pomocników tworzyli: kolejny doświadczony zawodnik, mający za sobą reprezentacyjną przeszłość - Borysiuk oraz Bośniak Vranješ. To oni sprawili że Akahoshi przez cały mecz nie mógł rozwinąć skrzydeł, nie znajdując wystarczającej swobody do rozegrania piłki. Obok wspomnianych Wojtkowiaka, Wawrzyniaka i Mili w 73min na boisku pojawił się kolejny reprezentant Polski, tym razem do lat 21 - Łukasik. Były pomocnik Legii zmieniając Milę, sugerował przejście do gry trzema defensywnymi pomocnikami, z ustawienia faktycznego to jednak tak nie wyglądało. Do przodu przesunął się Vranješ i całkiem pewnie operował na linii szesnastki w akcjach ofensywnych swojej drużyny. Już od 10-12 min stało się jasne, że w cierpliwie konstruowanym ataku pozycyjnym Pogoń nie ma dzisiaj szans na sukces. Cofnięci boczni obrońcy Lechii, nie angażujący się w akcje ofensywne, zdyscyplinowany środek, skutecznie udzielająca się w grze obronnej para bocznych pomocników Nazario - Makuszewski. Jedyną receptą na sukces z tak ustawionym przeciwnikiem, w dodatku dysponującym tak doświadczonym składem była gra na jeden kontakt i/lub dwu-, trzypodaniowe akcje rozgrywane w szybkim tempie i na dużym zaskoczeniu, przenoszące ciężar gry pod bramkę przeciwnika na dużej prędkości i przy małej liczbie podań. Do takiej gry, po odejściu Bąka, najbardziej predestynowany jest Frączczak. Po jednej z tego typu akcji właśnie on w 56min uderzył mocno, lecz niecelnie. Duże zagrożenie stwarzał pod bramką i na połowie Pogoni Čolak. Napastnik rodem z Chorwacji wygrywał pojedynki indywidualne z Rudolem, Kojem no i o mało nie minął w polu karnym Hernaniego w 44min co mogło się skończyć sytuacją sam na sam z Janukiewiczem. Przy stałych fragmentach gry potrafił uwolnić się spod krycia i skutecznie dochodzić do sytuacji główkowych. Pomimo zdobytej bramki nie błyszczał Mila. Zmieniony w 73min, przez cały mecz właściwie niewidoczny poza tradycyjnie znakomicie bitymi rzutami wolnymi. Trochę dziwnym się wydaje fakt, że drużyna naszpikowana nieco wyblakłymi, ale jednak jak na naszą ligę wciąż świecącymi gwiazdami tuła się w ogonie tabeli nie przekładając potencjału osobowego na wynik. Choć może z drugiej strony potrzeba czasu, który przyniesie drużynie większe zgranie na boisku i zrozumienie pomiędzy zawodnikami, którzy z niejednego pieca chleb już jedli. Pogoń przegrała zasłużenie, nie potrafiła oprzeć się narzuconemu przez Lechię stylowi gry, nie potrafiła rozbić monolitycznego bloku obronnego przyjezdnych. A jednocześnie sama w defensywie gubiła się przy bardziej zdecydowanych wejściach Čolaka, czy rzutach rożnych i wolnych dość często kończonych główkami gdańszczan. W drugiej linii jeśli chodzi o destrukcję nie wyglądało to najgorzej. Rogalski dwoił się i troił aby przerywać akcje rywala w samym zarodku, ale w drugiej połowie nieco zapędził się w intensywności wślizgów kończąc mecz przedwcześnie. Nie najlepszy mecz zaliczył Rudol mający sporo kłopotów z Brazylijczykiem Nazario. Nic dobrego do gry nie wniósł Janota, z którego transferem wiązano spore nadzieje. Owszem, technika niezła, przetrzymanie piłki również, ale brak gry do przodu, brak kreatywności i spowalnianie tempa gry, a na domiar złego rzuty rożne wykonywane zupełnie bez koncepcji - to główne, a zapewne nie jedyne, zarzuty pod adresem byłego gracza Korony. Strata bramki była prostą konsekwencją złeI połowago wznowienia gry przez Janukiewicza. Piłka wybita wprost na głowę Wojtkowiaka znalazła Milę bez opieki, bo obrońcy myśleli już raczej o rozegraniu piłki, a nie o jej odbieraniu. Trochę spóźniony Rogalski, może powinien być bliżej Mili, to właściwie był jego zawodnik, w jego strefie boiska. Podsumowując, postawa drużyny od kilku meczów nie napawa optymizmem, a trener Kocian wydaje się nie mieć koncepcji jak wyjść z impasu. Osobiście nie żal mi drużyny, której kierownictwo z taką łatwością pozbyło się trener Wdowczyka, zawdzięczając mu wcześniej tak wiele, doceniając to zresztą nowym kontraktem, po to by za chwilę ulec pokusie chwili pokazując mu drzwi.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: pka |
|