Sylwia Matuszczyk: Chcę, aby piłka ręczna w Koszalinie nadal istniała
Energa AZS Koszalin nie bez problemów, ale jednak zdołała przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Drużyną, która sprawiła podopiecznym Reidara Moistada tyle trudu okazała się być Olimpia-Beskid Nowy Sącz. Kluczowe nie okazało się być dość solidne prowadzenie 23:19 przyjezdnych, a ostatnie 4 minuty tego widowiska. Jedną z kluczowych ról odegrała Sylwia Matuszczyk, która dołożyła w tym czasie dwie bardzo ważne bramki. - Ja się zawsze śmieję, że jak w końcówce zawodniczki boją się rzucać to podają do koła - skomentowała na naszych łamach sama zainteresowana. W szerszym wywiadzie dla portalu Ligowiec.net obrotowa wyjaśniła również okoliczności swojego powrotu do drużyny oraz opowiedziała o obecnej sytuacji klubu.
Prawdziwą pogoń zainicjowałyście w tym spotkaniu. Najważniejsze dla was, że się udało.
- Myślę, że tak. Te dwa punkty bardzo nam się przydadzą. Początek ligi w naszym wykonaniu nie był dobry. Fajnie, że zagrałyśmy cierpliwie. Początek spotkania to typowa nerwówka. Chciałyśmy zbyt szybko zdobyć bramkę. Z tego wynikały błędy, szły kontry zespołu z Nowego Sącza. W drugiej połowie zaczęłyśmy grać piłką, bardziej zespołowo i dzięki temu mamy taki wynik. Wróćmy do tych wydarzeń po zmianie stron. Było 14:14, a nagle rywal uciekł na 15:18. Skąd brała się ta niemoc? - Po meczu dziękowałam kibicom mówiąc im, że gdyby nie ta nerwowa gra, to nie byłoby emocji i to niejako specjalnie dla nich. Oni mogli się na koniec cieszyć, bo po takich emocjach, po takiej końcówce najważniejsze są dwa punkty. Dzięki temu trochę też w siebie uwierzymy i nas to podniesie. Przy stanie 19:23 ta wiara chyba mogła być nieco mniejsza? - Trochę się nie zgodzę. Gdyby nie było tej nadziei, to myślę, że końcówki nie rozstrzygnęłybyśmy na naszą korzyść. Dzięki temu, że wierzyłyśmy cały czas w siebie, pozwoliło nam w końcówce wygrać to spotkanie. Myślę też, że fizycznie pokazałyśmy, że jesteśmy lepiej przygotowane od zespołu Olimpii. To w końcówce przeważyło. Jest też coś, na co ja akurat zwróciłem uwagę. W drugiej połowie rzuciła pani dwie bramki, które od stanu 25:26 dały wynik 27:26. Od tego momentu grało się już dużo lepiej. - Ja się zawsze śmieję, że jak w końcówce zawodniczki boją się rzucać to podają do koła. Cieszę się, że koleżanki zauważyły, że stałam wolna, że podały i z tego, że mogłam pomóc drużynie i dołożyć te bramki. Zapomniałyście już chyba o wcześniejszych problemach finansowych. Trudno bowiem nie powiedzieć, by ta sytuacja nie miała żadnego wpływu. Jak pani teraz to ocenia? - Wszystko powoli wraca do normy. Władze naprawdę bardzo się starają, aby było tak jak należy. Mam nadzieję, że za chwilę o tym całkowicie zapomnimy i będzie tak, jak w tamtym sezonie. Jest pani tą zawodniczką, która najpierw rozwiązała umowę. Potem podpisała ją ponownie. Co panią przekonało do podjęcia właśnie takiej decyzji? - Odpowiem tak. Chcę, żeby piłka ręczna w Koszalinie nadal istniała. Jest tutaj bowiem naprawdę fajny ośrodek. Są wspaniali kibice, dla których gra jest czymś niezwykłym. Gdy w końcówce jest taki doping, to ich energia nas doładowuje. Chyba nie ma lepszej publiczności w Polsce. Powoli zaczęłam zauważać, że wszystko wraca do normy. Rozmawiałam z działaczami klubu i na szczęście jestem tutaj. Kontynuując wątek kibiców. To ci chyba nie wybaczyliby pani odejścia, mówiąc oczywiście pół żartem pół serio. - Cieszę się bardzo, bo bez nich byłoby bardzo ciężko. Oni są na parkiecie naszym kolejnym zawodnikiem. Bez nich nie byłoby po co grać.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: kempes7 |
|