Pogoń nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa
Nie tego spodziewali się kibice Azotów Puławy, którzy dzień wcześniej mogli wznosić ręce w geście triumfu. Tym razem Pogoń odrobiła zadanie, chociaż czasu na to było naprawdę bardzo mało. Ponownie świetnie zaprezentowali się Paweł Krupa i Łukasz Gierak. Co ciekawe, obaj pokazali się z dobrej strony pod nieobecność Bartosza Konitza i Michala Bruny. Ten drugi na parkiecie nie pojawił się ani na chwilę. Uraz okazał się być zbyt poważny. Następne dwa spotkanie o brąz odbędą się już na Lubelszczyźnie.
Portowcy wybiegli na parkiet w dokładnie takim samym zestawieniu jak dzień wcześniej. Niestety dla nich zawody rozpoczęły się równie źle, bo od stanu 0:2. O ile jednak w poniedziałek ani razu nie zdołali wyjść na choćby bramkę przewagi, tak tym razem po akcji indywidualnej uczynił to Paweł Krupa. Puławianie nie prezentowali się zbyt dobrze. Często popełniali proste błędy, szwankowała skuteczność. Nic więc dziwnego, że już po 11 minutach o przerwę zdecydował się poprosić Skutnik. Wynik 6:3 nie był jeszcze żadną tragedią, ale gra pozostawiała już sporo do życzenia.
Co ciekawe, dość szybko w bramce ekipy z lubelskiego pojawił się Vilius Rasimas. Po kwadransie meczu chwilę odpoczynku otrzymał od trenera Białego Łukasz Gierak. W jego miejsce pojawił się Bartosz Konitz. Ten jednak początkowo nie mógł się wstrzelić. Problemu nie miał z tym Nikola Prce. Trzy jego trafienia spowodowały, że goście złapali kontakt bramkowy. Od tego momentu gra wyraźnie się wyrównała, a na tablicy świetlnej najczęściej widniał rezultat remisowy. Na 4 minuty przed końcem pierwszej połowy o czas na żądanie poprosił trener Biały. Niewiele on zmienił. Z jednej strony wciąż rządził i dzielił Bośniak Prce, z drugiej kroku starał się jemu dotrzymać Krupa. Na przerwę miejscowi zeszli z minimalną przewagą (14:13). Oba zespoły dynamicznie weszły w drugą połowę powiększając swój dorobek strzelecki. Kolejne minuty obfitowały jednak w błędy. Dominowali w nich puławianie. Trener Skutnik niedługo po wznowieniu postanowił wprowadzić na parkiet Marko Tarabochię. Obrazu gry swojego zespołu nie zdołał znacząco zmienić. Kluczem wydawało się zastopować Prce. Pogoń zdecydowanie poprawiła swoją obronę i wykorzystywała okazje z przodu (22:16). Sześć 'oczek' więcej nie pozwalały jednak niczego przesądzać, choć dawało miejscowym pewien komfort. Co więcej, szczecinianie mogli częściej grać w przewadze liczebnej. Warto zaznaczyć, że przez bagatela 19 minut drugiej połowy Azoty tylko czterokrotnie pokonały golkipera Portowców! Im bliżej końca rywalizacji numer dwa, tym coraz więcej kłopotów mieli przyjezdni. Całkowicie zablokowali się w ataku pozycyjnym, a i w obronie można było znaleźć 'dziury'. W pewnym momencie długo z parkietu nie podnosił się 'Oranje'. Nie okazało się to być jednak nic groźnego. Wkradającą się nerwowość postanowił stonować Biały. Do końca wciąż pozostawało wystarczająco dużo czasu, by puławianie zdołali wrócić do gry. Bardzo wysoka obrona miała stać się ku temu przyczynkiem. Gospodarze zaczęli więc zwalniać grę. Rzucali rzadko, ale i mało tracili. Ostatecznie wygrana padła łupem Pogoni. Stan rywalizacji o brązowy medal: Pogoń - Azoty 1:1
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne/SportoweFakty.pl
relacjďż˝ dodaďż˝: kempes7 |
|