Puławy twierdzą nie do zdobycia. Panowie nie powtórzyli wyczynu dziewczyn z Pogoni Baltica
Po remisowej konfrontacji w Szczecinie wielu ekspertów jeszcze większe dawało Azotom Puławy na osiągnięcie do tej pory nieosiągalnego, czyli brązowych medali mistrzostw Polski. Pierwszego dnia w dwumeczu (piątek) handballowa Pogoń Szczecin nie miała nic do powiedzenia. Nadzieję na odmianę przebiegu decydującej rywalizacji kibice z Grodu Gryfa mieli w sobotnim starciu. Zabójczy okazał się być sam początek widowiska, po którym Azoty już nie pozwoliły sobie wydrzeć zwycięstwa.
Zacznijmy jednak od początku. Poniedziałek i wtorek (18 i 19 maja) były spotkaniami, w których gospodarzem była szczecińska Pogoń. Podopieczni Rafała Białego mocno skomplikowali swoją sytuację po porażce w pierwszym meczu. Goście okazali się być zdecydowanie lepsi - wygrali i wywieźli z Grodu Gryfa niezwykle korzystny wynik.
Kolejne dwa mecze odbyły się więc w Puławach. Tam Pogoń ani razu nie zwyciężyła! Ten impas miał zostać przełamany. Okazało się jednak, że nie będzie mógł pomóc Michal Bruna. Czechowi odnowiła się kontuzja. Wiadome to było jeszcze w domowej rywalizacji. Wtedy jednak znakomicie zastąpił go Łukasz Gierak. Nie stanowiło więc problemu, by podobnie było na Lubelszczyźnie. Piątkowe zawody od początku do końca zdominowali gracze Ryszarda Skutnika. Grali po prostu jak marzenie. Katem dla Portowców okazał się ostatni obrońca, czyli Sebastian Zapora. Tylu obron, które zanotował w tamtym spotkaniu nie miał chyba w żadnym innym spotkaniu. Bronił w każdej możliwej sytuacji, nawet w takiej, w której było to wręcz niemożliwe. Efekt? Aż 17:7 po pierwszej połowie. Druga okazała się być jedynie formalnością. W między czasie na pozycję lidera klasyfikacji strzelców wskoczył Przemysław Krajewski, którzy wyprzedził tym samym Wojciecha Zydronia. Drugie spotkanie (sobotnie) było więc meczem ostatniej szansy. Puławianie przyzwyczaili swoich pupili, że drugie spotkania są w ich wykonaniu dużo gorsze. Jednak nie tym razem! Zaczęli od 5:0. Od pierwszego gwizdka upłynęło raptem 5 minut. Sygnał został więc pokazany najlepiej jak tylko można było. Kibice zgromadzeni w małej, trochę dusznej hali zrobili swoje. Pomarańczowi po raz kolejny mieli problem ze skutecznością. Gospodarze zaś najniżej prowadzili 3 bramkami. Na przerwę schodzili z większą przewagą 18:12. Wydawało się, że po zmianie stron coś się zmieni. Zmieni na lepsze. Niestety, odmiana nie nastąpiła. Szczecinianie raz po raz marnowali sytuacje stuprocentowe. Cóż z tego, że to samo prezentowała ekipa miejscowych, skoro ich prowadzenie było bardzo wyraźne. W pewnym momencie doszło nawet do tego, że goście musieli sobie radzić we trzech przeciwko pełnej siódemce rywala. Efekt musiał być mizerny. Przy stanie 29:24 minimalne nadzieje jeszcze można było mieć (48 minuta). Bardzo szybko z tego błędu wyprowadzili kibiców Pogoni zawodnicy Azotów. W kilka minut zrobiło się aż 34:25. Było więc po meczu. Jest czego żałować. Pogoń w przyszłym sezonie będzie słabsza i taka szansa na medal może się już długo nie powtórzyć. Wszystko przez problem ze sponsorem, który ciągle nie podpisał umowy z działaczami. Po końcowym gwizdku na parkiecie było szaleństwo. Azoty zdobyły swój pierwszy medal w historii klubu.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: kempes7 |
|