Z dużymi nadziejami wkraczała w nowy sezon Pogoń Szczecin. Tym bardziej, że fani Portowców wciąż pamiętają nieudaną zeszłoroczną przygodę na Stadionie Narodowym w rozgrywkach Pucharu Polski. Kibice postanowili dać jednak działaczom niejako szansę i wykupili bilety do ostatniego miejsca. Ci, którzy przyszli, nie pożałowali. Dla samych piłkarzy ten mecz też będzie niezapomnianą chwilą, zwłaszcza dla Kacpra Łukasiaka.
Portowcy bardzo dobrze weszli w ten mecz. Przez pierwszy kwadrans nie dopuszczali kielczan nawet na własną połowę. Co prawda, pierwszy celny strzał padł dopiero w 12. min. meczu po próbie z dystansu Efthymisa Koulourisa, ale już wcześniej kilkukrotnie Xavier Dziekoński musiał wykazać się umiejętnościami bramkarskimi.
Ten pierwszy kwadrans był wymowny z jeszcze jednego względu. Kibice dopiero wtedy rozpoczęli doping, zgodnie z tym, co zapowiedzieli w ramach strajku przed sezonem. Zrobiło się tak głośno, że bez podniesienia głosu nie dało się słyszeć osoby siedzącej obok. Pogoń powinna prowadzić 1:0 od 28. minuty spotkania. W bardzo dobrej pozycji strzeleckiej znalazł się Alexander Gorgon. Nie miał przed sobą obrońcy i całkiem słusznie zdecydował się na uderzenie z dalszej odległości. Dziekoński z trudem sparował piłkę poza linię końcową boiska. Co się odwlecze, to nie uciecze. Bramka wpadła właściwie z niczego. Dokładną wrzutką z lewej flanki popisał się Leonardo Koutris. Koulouris wyszedł na pozycję, wystawił prawą nogę i piłka wylądowała w siatce. Emocje rosły. Szczecinianie budowali kolejne okazje, ale do przerwy nie wpadło już nic. Druga połowa jeszcze na dobre się nie rozpoczęła, a już mieliśmy rzut karny dla gospodarzy. W polu karnym dośrodkowywał Kamil Grosicki. Piłkę ręką zagrał jednak Dawid Błanik i arbiter od razu wymownie wskazał na 11. metr. Tym razem do wykonania „jedenastki” podszedł Grek i trafił przy lewym słupku. Trener Kamil Kuzera przy takim wyniku meczu poszedł na całość. W 54. min. zdecydował się na 4 zmiany. Styl gry Korony nieco się wtedy zmienił. Groźnie wzdłuż linii bramkowej zagrał Martin Remacle, ale skończyło się na strachu. Szczecinianie trochę niepotrzebnie oddali inicjatywę kielczanom. Zaczęli pilnować dobrego rezultatu. Przyjezdni niespecjalnie wiedzieli, jak sobie z taką sytuacją poradzić. Niby atakowali, ale bez wielkiego zagrożenia pod bramką Valentina Cojocaru. Druga bramka sprawiła, że widowisko „siadło”. Tak było praktycznie do końcówki zawodów, kiedy to świetnym rajdem popisał się wprowadzony przed momentem Joao Gamboa. Utrzymał się przy piłce. Odegrał do tyłu do Vahana Bichakchyana, a ten potem wypatrzył wychowanka szczecinian, Kacpra Łukasiaka. Zrobiło się 3:0. Pogoń wskoczyła w tym momencie na fotel lidera PKO BP Ekstraklasy, a co więcej „zarobiła” pokaźną liczbę minut do rankingu dla swoich młodych piłkarzy.
źródło: własne
|
|